"Bo wszyscy, którzy przybyli tutaj na nasze tereny – tam w tej wiosce u nas dużo spod Warszawy – ale bardzo dużo repatriantów właśnie było zza Buga. I wszyscy chodziliśmy do jednego kościoła, do kościoła katolickiego. Nabożeństwa były po łacinie, więc wszyscy odpowiadaliśmy po łacinie i jednakowo, w jednym kościele; no i kazania były po polsku, ale przecież na tyle to się zrozumiało, zresztą on chyba i troszeczkę też gwarą mówił ten ksiądz, szacowny nasz ksiądz Czeczka. I wszyscy też rozumieli, no byli tacy, co nie znali tej gwary polskiej, więc może nie, ale po łacinie wszyscy odpowiadali i to bardzo nas zbliżyło: tych ludzi przepędzonych, którzy tam opuścili swoją ojczyznę, swój kraj, swój dobytek i tutaj osiedlili się u nas i my, którzy byliśmy bardzo biedni, bo nic nie mieliśmy, tylko tę ziemię, te domostwa, jeśli nie zostały spalone. Ani maszyny, ani konia, ani nic nie było. I w kościele razem modliliśmy się. I – to mi się zdaje – nas bardzo połączyło: kościół. I znowu, jeśli ja już jestem przy tym kościele, kościół ewangelicki w Olsztynie, bo już jak mieszkałam w Olsztynie od ’56 roku, chodziliśmy do katedry – to akurat nasza parafia była – do kościoła katolickiego, gdzie wszyscy chodziliśmy, katolicy, ci, którzy zostali i ci, którzy przybyli. A znowu do kościoła ewangelickiego chodzili tylko ludzie, którzy tu zostali, ewangelicy, no bo jednak z Centralnej Polski mało jest ewangelików. I ludzie, którzy jako uciekinierzy właśnie z Ełku, już z Mazur, ewangelicy, którzy zatrzymali się w Olsztynie, którzy nie mogli uciec i którzy po prostu zostali w Olsztynie. Do tej pory jest sporo ludzi, właśnie tam spod Ełku, którzy tutaj się zatrzymali. Chcieli wrócić tam, ale już domostwa nie było i już tam ktoś inny osiedlił się na ich mieszkaniach czy gospodarstwach i oni zatrzymali się w Olsztynie. I właśnie ten Kościół ewangelicki stanowił wtedy taką niepisaną mniejszość niemiecką. Może nawet nie mniejszość, bo bardzo dużo nas wtedy było, ale tą ewangelicką i tą właśnie niemiecką. Chodziłam zawsze na 10.00 do katedry na mszę, jak mieszkałam w Olsztynie. Kończyło się i wtedy chodziłam tam obok kościoła ewangelickiego, bo tam też się kończyło i tam właśnie bardzo dużo znajomych się spotykało, ewangelików. Ja uważam, że wtedy Kościół odgrywał bardzo dużą rolę. Nas zjednoczył z tymi, którzy zostali też przepędzeni ze wschodu, a razem chodziliśmy. A znowu kościół ewangelicki to była właśnie wtedy taka enklawa niemiecka – ewangelicka, niemiecka. I to był taki podział. Ale co to wtedy znaczyło „Dom Boży”, prawda? No Dom Boży był ewangelicki, ale jest przecież ten sam Pan Bóg. Ale tutaj ci pozostali, ci Niemcy, chodzili do ewangelickiego, a my znowu zostaliśmy tak zjednoczeni z ludnością, która tu przybyła. I co zza Buga, to zawsze tak do nas mówili: – A kiedy Niemcy wrócą? Kiedy Niemcy wrócą? My przecież też chcemy jechać, wrócić do naszej krainy, zza Buga. Do Wilna, my chcemy do Wilna. Oni zawsze mówili: – My chcemy też do Wilna. No więc właśnie to takie są dzieje".