"W 1945 roku, jak już dojechaliśmy, jechaliśmy na Poznań, ale stanęliśmy w Kobylem Polu, i tu raptownie zaczęli strzelać. No myśleli ludzie, że Niemcy wrócili, Ruskich odrzucili od frontu linii. To cuda niewidy się wytwarzały, no bo teraz będziemy akuratnie w ogniu, bo z tej strony strzelają, i z tej strony strzelają. Ale nikt nie wiedział, że to już jest koniec wojny, że podpisali. Nas spotkał przyjemny ten dzień w Kobylim Polu przed Poznaniem, na głuchym torowisku, gdzie my byliśmy. Później już, po dwóch dniach w Kobylim Polu ruszył pociąg. I pociąg dojechał do Krzyża, i w Krzyżu na wałczowskim torze, tak samo to był głuchy tor, i tu rozładowywać się. Rozładowaliśmy się po trudzie, bo ojciec jako kaleka nie mógł nic, a wszystkiego było dwa wagony. No i dwa wagony ze wszystkim rozładować, to było. I pierwsze gdzie, to przed szkołę, gdzie teraz jest gimnazjum i liceum, i ten park, i w tym parku dwa dni jeszcze przebyliśmy, przenocowali dwa dni w parku. A krowy to pasłem w kolejowym parku, przy Staszica. To ta funkcja dopadła mnie jako dziewięcioletniego chłopca. Woda strasznie była czarna, ale płynęła bardzo wartko tym kanałem, którego już dzisiaj nie ma. I w ten sposób potem tutaj poszli, pojechali szukać, a powstał w tym czasie, jak my przyjechali, to nasz był do Krzyża pierwszy pociąg, pierwszy transport repatriantów zza Buga. A potem po dwóch dniach to już przyjechali z Tarnopola ludzie, tak samo jak my. I tak samo do tego parku wszystkich tam zładowali, i każdy, kto chciał, to… Domy były puste w Krzyżu, wszystkie wolne. My jako dzieci, miałem dziewięć lat, to biegaliśmy po domach, nas nic nie interesowało. Do jednego przyszliśmy, to choina stoi ubrana, przy szkole, znaczy się w mieszkaniu. Nie ma nikogo, drzwi pootwierane, stoją garnki, kieliszki, wszystko po kredensach. No nic, ale jak to nie było nasze, to jak to dzieciom kiedyś mówiono: „Jak nie twoje, to nie rusz”. No to tak pobiegaliśmy, pobiegaliśmy, szukali, gdzie jest piłka, żeby piłkę znaleźć, w ten sposób. No i potem na 13 maja my już zaczęliśmy tu się przebierać na Lubcz Wielki, bo ojciec znalazł. Tu było wolne mieszkanie, nie zamknięte, otwarte. Nic nie było w mieszkaniu, oprócz słomy. To Ruskie wojska, tu jak szli frontem, to nocowały w tym mieszkaniu, na słomie, na podłodze. Bo to my jesteśmy blisko granicy z Drawskiem, z Notecią, granica polsko-niemiecka, to te najbliższe wioski to były już wszystkie domy wyszabrowane. Ani jednego zwierzęcia, ani psa, ani kota, nic nie było. Wszystko było puste. Krowy zabrali Ruskie. Najwyżej maszyny, te rolnicze, to stały po stodołach, bo jeszcze nikomu nie były potrzebne, bo jeszcze taki był czas. A w mieszkaniu ani krzesła, ani nic, tylko tak jak Ruskie mogą zachować się w mieszkaniu, wojsko, to proszę sobie wyobrazić, że był jeden pokój, gdzie chodzili się załatwiać, bo nikt nie wyszedł."